Dwa Oświecenia. Polacy, Żydzi i ich drogi do nowoczesności

o1820.06 Rozmaitości Nr 7 Do Nru 18 Gazety Korres. Warsz. i Zagr. 1820. I. Przestroga o dzisieyszey literaturze Żydowskiéy. Wstęp. Rozmaitości Nr 7 Do Nru 18 Gazety Korres. Warsz. i Zagr. 1820. Niewierność kopisty moiego sprawiła, że za nim pisemko poszło do druku, rozleciało się po Warszawie. Z kilku iego kopii dostała się iedna do pewney elegantki naszey, co wśród swoich śmieszności, ma przecież te dobrego, że dzienniki i ulotne pisemka polskie czytywać raczy; bo iak mówią, ma szczególnieysze upodobanie w piórku iednego z ich pisarzy. Po iego tedy nieporównanych płodach, bywali u niey w łaskach Ixowie dla tego, że ią niekiedy bawili. Ta właśnie iest miara sądu elegantki naszey w iey cztaniach. Zabawne albo nudne pismo iest tu u niéy ostatecznym wyrokiem, co ie albo na papiloty potępia, albo im wstęp do piękney daie szafki. Niema ona, żadnego na użyteczność pisma względu, zgoła głęboko iest przekonaną o iéy wielkiey prawdzie, że sztuka pisania i druku, wyłącznie zabawie elegantek poświęconą bydź powinna, i twierdzi dosyć pociesznie, że ten iest właściwy zakres wolności druku. Lecz mnieysza o iey światłe rozumowanie, wróćmy do rzeczy. Gdy iey tedy u toalety ninieysze przyniesiono pisemko, uradowała się widząc znak Ixa i rzekła: Powitay oddawna odemnie pożądany, teatralny krytyku! Wielki to zaiste był dla Ixów zaszczyt, bo w téy właśnie chwili była w zachwyceniu przed Boliwarem, która iéy garderobiana trzymaiąc na ręku na wszystkie obracała strony. Naturalnie przemogła moda nad literaturą, a pisemko moie poszło na stronę. Gdy przystroiona Boliwarem obiegła otwartym poiazdem (choć mróz był tęgi) wszystkie Warszawskie ulice, wróciła do domu prawie z przemarzniętym nosem i uszami, lecz bardzo kontentna z kursy swoiiey, bo to był iak mniemała pierwszy Boliwar, co się na ulicach Warszawskich pokazał. Usiadłszy tedy przy kominku długo mu się przypatrywała w zwierciadle dumaiąc nad osobliwszym obrotem rzeczy tego świata, co brudny kapelusz naczelnika Amerykańskich powstańców w stróy modny europeyskich elegantek zmienił, który iey tak dobrze szedł do twarzy. Poczem przypomniawszy sobie pisemko moie wzięła się do iego czytania. Nie przyiemnie iey nerwy obraził nieuważany z razy tytuł iego o literaturze żydowskiey: fuy co za paskustwo! Kochany Panie Ixie, widzę żeś się popsuł, opuściwszy parter znać dla kulisów. Matyldo, czem prędzey wódki pachniącey, skrop nią dobrze te pismo, bo śmierdzi parchotem, i sama mi go, ale [str. 26] z daleka czytay; poczem będziesz go mogła postrzydz na papiloty, byle nie nożyczkami, któremi strzyżesz mi włosy. Wysłuchawszy czytania tego złośliwa elegantka acz nieraz podczas niego ziewnęła, rzekła do Matyldy: połóż to parszywe dziełko na kominku, myślę nim obdarować iednego z iegomości wielkiego Protektora żydów, by się przekoanał, jak mu to rozpowiedziałam, że lubić tych paskudników, iest to sentyment w cale nie świeży. Inny skutek sprawiło to pisemko na uczonym Filologu. Jakżesz rzecze Mości Ixie prędko się po hebraysku nauczyłeś, chyba że dla tego lekkie o teatrze lekkie recenzye porzuciłeś abyś głębokiego erudyta udawał, niazbyt my iuż takich mamy uczonych ile że się u nas do tego i cudzoziemcy mieszaią. Właśnie leży przede mną iednego z nich łacińskie pisemko, w którem nas uczy tego, co codzień w Warszawie i iey okolicach widziemy, a co sto razy dokładniey, iuż nie raz po Polsku opisanem było. Lecz płytki łacinnik po polsku i słowa nieumie. Przecież on podaiąc do dziennika encyklopedycznego Paryzkiego artykuł o polszcze (który sie znaiduie w 4tym tomie 12téy częsci tegoż na karcie 557) daie wypis téy ramoty. Wspomina o dziele rodaka swego Pana Cikoniary, i kończy wspaniałą pochwałą miernego obrazu nawrócenia S. Pawła, IP. Monti swego współobywatela. Zgoła iest to przechwałka włoska w Polszcze pisana; o litteraturze zaś naszey ta tylko wzmianka: “nie iesteśmy tutay bardzo bogaci w nowiny literackie.” Przecie dosyć u nas dzieł Polskich wychodzi, by niektóre wzmianki warte były. Lecz wygodniey tak się ich pozbyć temu, co wcale ich nie zna. Jednakże chceniby uczenie o polszcze gadać, a mówić tylko o sobie i o swoich włoskich przyiaciołach. Jesto rodzay szarlataneryi w dzisieyszey literaturze dość przyięty, bym mu go darował, gdyby mówiąc niby o ekspozycyi w akademii Warszawskiey sztuk pięknych, nie był do niey przypiął, obok przesadzoney pochwały obrazu P. Montego, uraąaiących wyrazów przeciwko Recenzentowi sztuk pięknych któremu się nieszczęściem nie tyle podobał obraz pierwszego, ile iego rodakowi. Za to też piszemy en Pologne, a zacny nasz współobywatel Kochanowski jest un certum Ignatio Kochanowski. Zdaie się, iż to iest zemsta za dowcipne wyszydzenie owey doktryny przeciwko Recenzentowi sztuk pieknych w Warszawie pod imieniem P. Montego ogłoszoney, do którey pono więcey nasz uczony niż wygwizdany malarz należał, bo, iak mówi dawne przysłowie polskie, w stół uderz odezwą się nożyce. Po tém zboczeniu, wrócił nasz uczony do mnie mówiąc: móy Panie Ixie, pono, iak nasz cudzoziemiec, pędzisz wiatry, iak on o polskiéy – ty mówisz o literaturze dzisieyszey żydowskiey, nie ostrzegaiąc nawet, iż ięzyk którego używa, nie iest dawnym hebrayskim, lecz dzisieyszą mięszaniną żydowską. Szczęściem dla ciebie, żeś o pierwszym i niepisnął, bo nie zaprzeczaiąc prawdzie twierdzeń twoich, byłbym ci dowiódł, że nie posiadasz dokładney znaiomości dwóch set kilkadziesiąt słów, z których się ten równie bogaty iak uczony ięzyk składa. Wpadło także pisemko moie w ręce iednego z protektorów żydowskich; przeczytawszy ie i zapłoniwszy się nie raz rzekł: przesadzone są to twierdzenia; ale daymy, że są rzetelne, iak tego ich cytacye dowodzić zdaią się; cóż stąd wypada? oto, że dzieło doniesione publiczności iest dziełem fanatyka, których niebrak innym wyznaniom. Czyliż ztąd wnosić należy, że takowe zdanie iest powszechnie uczciwym żydom polskim, albo się nim stać może? Pomowięta z ich starszeństwem, [str. 27] a one, gdy się wytłumaczy JP. Ixowi, może i iego przekonać zdoła, że wyiąwszy małą liczbę fanatyków żydzi w ogólności wszystkie inne narody miłuią, i iedynie dla ich dobra przemieszkuią między niemi. - Przedstawiwszy ci wiernie czytelniku wrażenie, iakie sprawiło na trzech osobach różnego wcale sposobu myślenia pisemko moie o dzisieyszey literaturze żydowskiey, przystępuię do niego z tem zaufaniem, że w niém nie żadne przeciw żydom uprzedzenia, lecz obywatelską będziesz widzieć przestrogę. (Ciąg dalszy potém). Rozmaitości Nr 8 Do Nru 19 Gazety Korres. Warsz. i Zagr. 1820. I. Przestroga o dzisieyszey literaturze Żydowskiéy. (Ciąg dalszy) Odtąd iak Rządy Europeyskie przekonawszy się o konieczney potrzebie reformy Żydów, myśleć o niey zaczęły, Żydzi podwoili usiłowań, by zniweczyć tak zbawienny zamiar. Posiadaią oni dwa prężne ku temu środki: pierwszy na tem polega, ze ich wymowa, którąby Chryzostomową, czyli złotoustną nazwać można, tak mocno mówi za niemi, iż zniewala tych wszystkich, którym się iey przyiemny dźwięk słyszeć daie, a nawet nieprzyiaciół w przyiaciół zmienia. O! cudowny skutku złotey starozakonnych wymowy! Obok ciebie pełznieią te, co niegdyś Demostenesów i Cyceronów sprawiała! W uięciu zdań ludzkich ty możnieyszą iesteś. Bo ieżeli grecka i rzymska wymowa zachwycała tłumy ludu zgromadzonego po rynkach, starozakonna w gabinetowéy zaciszy głębiey rzeczy biorąca, polityczne, filozoficzne, ministeryalne miewała głowy. Tym tedy sposobem Żydzi rozpędzać umieią burzę reformy, gdy im zagraża. Nie przestaią wszakże oni iedynie na tym środku i używaią drugiego co nie iest mniey dzielnym. Bo gdy pierwszy działa za niemi zewnętrznie, drugi skutkuie na nich wewnętrznie. I tak podwoiną wlaczą siłą. Natężaią oni wszelkimi sposobami fanatyczne narodu swoiego przywiązanie do antysocyalnych maxym, co ich obcemi, a nawet nieprzyiaciołmi czynią narodów, które im wśród siebie dały przytułek. Od czasu tedy, co się wzmogła między niemi obawa reformy, całe wysilenie uczonego ich starszeństwa ku temu dąży, by ich niezłomnemi w zadawnionych uczynić przesądach. Ich literatura dzisieysza iest tylko zabobonem i fanatyzmem ku temu dążącym; bo mieszać z nią nie należy dzieł niektórych światłych między niemi mężów, nie w ich pisamym ięzyku, gdyż te do literatury europeyskiey, nie do żydowskiey należą; tych Żydzi nie są bynaymniey ciekawi. Niepodobna sobie wyobrazić niezliczonych płodów téy zakątnéy i nieznaney prawie światu litaratury, która Żydom tylko służy. Jęczą pod nią liczne prasy hebrayskie; tysiące dzieł corocznie wychodzą i po całéy [str. 30]szerzą Europie między żydami zabobonne ich przywiązanie do maxym zgubnych społeczności, które w nich zoraz mocniey to wpaiaią mniemanie, że będąc iedynie ludźmi bliźnixh nie maią, a zatém, że uważać powinni wszystkie narody na równi z bydlętami, które Bóg stworzył dla ich użytku. Że takie iest dążenie ogromnéy dzisieyszey ich literatury, dość mi będzie na krótkich wypisach ze świeżo wyszłego, a sławnego u nich dzieła Szemmiszmiel, którego iuż pono nie ieden exemplarz wartiuą żydowskie szkoły nasze. Sa to kazania ułożone w sposobie Kommentarza na niektóre wyiątki z xiąg Moyżesza i Allegoryi xięgi Medresz. Te kazania nie zasadzaią się na moralności, ani są poparte krasomowską sztuką, lecz dowcipnie wywodzą, że wyiątki lub allegorye, które mówca przytacza, nie to maią znaczenie, iakie się mieć zdaią, a na téy zasadzie przypisuią im dowolne; tém się one różnią od zwykłych kazań żydowskich, co maią za przedmiot tłumaczenia xiąg ich świętych, że gdy te opieraią sie niekiedy na pobożnych, częściey na zabobonnych systemach, tamte iedynie dążą do tego, aby łatwowiernych żydów przekonać, że te wyiątki lub allegorye zawieraią w sobie wykręty praw Talmuda, a dziwaczne Rabinów ustawy, i też uświęcaią. Nierozsądek podobnych twierdzeą tak przebiegły pokrywa dowcip, że niepodobna iest mu się oprzeć z natury i wychowania swego przesądnemu żydowi. Lecz czas przystąpić do osobliwszych i antysocyalnych twierdzeń dzieła tego. Podług niego, Rambin i Atfes pisarze żydowscy, wielu wiekami od Faraona i Abraama późnieysi, przewodniczyli zdaniem swoiem, pierwszy Faraonowi, drugi Abraamowi. Skąd iawnie wynika, że Faraon i Abraam równie biegli byli w krętastwach rabinowskich, iak pisarze tych dzieł, których one są pełne. Ślepo przecież lud żydowski wierzy temu, a ich uczeni, choć niemogą przekonać się, aby Król i Patryarcha, co żyli tysiącem lat przed daleko poźnieyszym prawodawstwem Faryzeuszów i Rabinów, mogli bydź nim natchnieni, mniey przecież na to uważaią, bo dowcip pisarza ćmi ich rozsądek, tak dalece, iż widzą w iego twierdzeniach tylko Zakon i słowo Boże, któremi zatrudniać się maią za naypierwszą cnotę. Uczona Grecyo, potężny i cnotliwy niegdyś Rzymie, światła dzsieysza Europo, ża[str. 31]łuię was! Byliście i dotąd iesteście zwierzętami pod ludzką postacią; tego wam iasno Szemmiszmiel dowodzi, przytaczaiąc zdania o tém wielu hebrayskich pisarzy, co wszystkie inne narody, prócz żydowskiego, do nieczystych przyrównuią zwierząt (na karcie 5 str. 2.) Z tak pochlebnego twierdzenia też dla was, co dla bydląt, a może gorsze ieszcze wypadaią wnioski, bo tamte ogołocone zrozumy przynaymniey nie przewiduią losu swego; wy zaś, na nieszczęście nim obdarzeni, przewidywać możecie, iakimby był wasz, gdyby zawisł od żydów. Czemże iest w oczach ludzi własność zwierzęcia? Nie dla siebie miód zbieraią pszczoły, nie dla siebie wełną okrywaią się barany, i t. d. Dla tego też podług autora, prawo żydowski nietylko dozwala żydowi zatrzymać znalezioną własność wyznawcy inney wiary, ale nawet oddać iéy zabrania. (kart.10 st.1) Chcecież wiedzieć miarę delikatności żydowskiey? oznacza ią prawo starozakonne, obok poprzedzaiącego umieszczone. Podług niego iawnie rabować żydowi różnowierców nie godzi się z téy przyczyny, że iest to rzeczą haniebną, ale za to wolno im kraść ich potaiemnie, znać dla tego, że to iest rzeczą chwalebną w porównaniu z pierwszą, bo nie tak iawnie prowadzącą na szubienicę. Tu ieśli nie uczciwość, to przynaymniey ostrożność dzisieyszéy żydowskiey literatury chwalić należy. Gdzie sie tylko w biblii imię Adama, to iest człowieka, znayduie, podług naszego autora, znaczy one żyda, bo wszelkiey inney religii wyznawca nie iest człowiekiem. Te tak zaszczytne dla całego rodu ludzkiego zdanie popartém znayduie się następnem rozumowaniem innego pisarza: iż dusze żydowskie są cząstką istotności Boskiéy, a na tem ich połączeniu z Bogiem polega prawdziwe znamię człowieka, od którego, gdy wszelkie inne wyznania sa wyłączone, żaden ich wyznawca nazwać się człowiekiem nie może. (Na kar. 12 [??] str. 1.) Maią starozakonni podług prawa swego, które autor przytacza, wolność popełniania bezkarnie pewnych zbrodni, którey inne narody, znać iako bydlęta, szczęściem nie maią; i tak n. p. Zabóystwo dziecka z żywocie matki zabronione pod surowemi karami tym, co nie są żydami, wolné, i bezkarnem iest dla starozakonnych. (Kart. 13.) Obok tak piękney swobody nadaney żydom, odwołuie się autor do praw, co im zakazuią dawać iałmużny ludziom innego wyznania; a tak niesłychanym przykładem ich ustawy dozwalaiąc zbrodni, zakazuią dopełnienia dobrego uczynku. Taki iest i żydów przesąd przeciw Chrześciianom, taki wstręć, taka pogadra, iż autor przytacza prawo, co im zabrania mieścić bydło swoie u wyznawcy inney wiary, w obawie skazy naturę ludzką zbyt hańbiącey, bym ią tu wymienił. (Kart. 15. str. 1.) Nie w iedném mieyscu, mianowicie zaś na karcie 18 str. 2 wynika z rozumowań autora, że miłość bliźniego u żyda, ściągać się tylko do żyda powinna, i niedziw, bo iakeśmy wyżey widzieli, żyd tylko iest człowiekiem, my wszyscy nie żydzi tylko zwierzętami, a zatem niewięcéy iego bliźniemi, iak obrzydłe mu bydlęta. Od pierwszey młodości wpaiaią żydom ten okropny przesąd dla społeczności w dzieci swoie, z których iedno zapytane niedawno na examinie, czyli ma za powinność kochać bliźniego? odpowiedziało: Żyda. - Jeśli podług autora (na kar. 20 str. 2.) dawać iał-[str. 32]mużnę różnowiercy nie godzi się żydowi, większym ieszcze dla niego iest grzechem przyymować ią od niego. Ciekawa iest tego przyczyna, bo dowodzi, w iakim stopniu posuwaią żydzi zayrzenie swoie ku innym narodom; oto dlatego, by za ten dobry uczynek różnowierca nie pozyskał odpuszczenia grzechów swoich. Niechętni i mściwi podług przepisów moralności swoiey, nawet w przyszłym życiu, żydzi ku wyznawcom inney religiy, przecież na tym świecie stosownie do przepisów Talmuda, które autot przytacza (na karcie 22 str. 2.) pracą ich rąk żyć powinni. Ludzkie bydlęta zaspokaiać maią potrzeby uczniów Moyżeszowych, a oni żyć wśród nich, iak czynią w próżniactwie, ich oszukaniem zaięci. Dowodzi autor (na karcie 37. str. 2) i popiera to twierdzenie, iak inne, nakręconemi wyiątkami z pism świetych i allegoryi: że żydzi są nieiako iedną duszą. Dla tego Bóg zagniewany na nich może się dać przebłagać śmiercią iednego, iak całe ciało może bydź uzdrowionem przez otworzenie iedney żyły, lub odcięcie naymnieyszego członka. Lecz, że inne narody, których bydlęce dusze nie są wpływowemi, a zatem i częscią Boską, ubłagać iestestwa naywyższego niemogą śmiercią iednego człowieka, lecz wygładzeniem całego narodu. Wielki Boże! coą nie na to stworzył człowieka, aby krew iego Tobie w ofierze przelewaną była, zlituy się nad tak srogiem znacznéy części ludzi obłąkaniem; zdaym z ich oczów ślepotę od tylu wieków każącą świętą cześć Twoię, i uczyń, by dłużey nie brali zbrodni za cnotę. Sprostowanie. W wstepie do przestrogi o dzisieyszey literaturze żydowskiey umieszczonym w przeszłym Nrze Rozmaitości, gdzie iest: - Za to też piszemy en Pologne, a zacny nasz współobywatel Kochanowski, iest un certum Ignatio Kochanowski; powinno bydź: Za to téż piszemy, en Polaque, a zacny nasz współobywatel Kochanowski iest un certum Ignatio Kochanowski.